Nadal jestem tą samą osobą
Rozmowa z Ryszardem Kajzerem, 11 kwietnia 2024
Katarzyna Matul: Skąd w Twojej twórczości pojawił się temat drzew?
Ryszard Kajzer: Z obserwacji. Mijam codziennie drzewa. Patrzę na nie. Ćwiczę pod nimi – ,,zakorzeniam się”. Widzę je. Obserwuję je. Ten motyw od dzieciństwa jest mi bliski. Od dzieciństwa co tydzień pół soboty spędzaliśmy z tatą w lesie. Tata, który jest człowiekiem małomównym, tam się ożywia, wiele nam opowiadał o różnych gatunkach roślin i zwierząt. Las był więc nieodłącznym elementem mojego dzieciństwa, a eksplorowanie go czymś naturalnym. Drzewo jest też dla mnie motywem bardzo przyjemnym, z którym mam pozytywne skojarzenia.
K.M. Twoje drzewa są często antropomorficzne. Dlaczego?
R.K. Jesteśmy częścią świata roślin. Jednakże te motywy są również zabawą czysto formalną, która wynika z obserwacji. Z pewnością zdarzyło ci się zobaczyć w liściu rękę albo w splecionych ze sobą drzewach parę zakochanych. Antropomorfizacja jest też próbą ożywienia motywu, wynika z chęci wywołania nieoczywistego skojarzenia, zaskoczenia odbiorcy, zwabienia go, aby zatrzymał swój wzrok na dłużej.
K. M. Jest to myślenie bardzo plakatowe, co oczywiście nie jest dziwne, gdyż z wykształcenia jesteś projektantem graficznym wykształconym na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, który czerpie z bogatego dziedzictwa Polskiej szkoły plakatu. Opowiedz coś o tych inspiracjach.
R.K. Polska szkoła plakatu jest zjawiskiem na tyle istotnym, że wciąż rezonuje. Zachwyca mnie wolność twórcza, jaką mieli artyści plakatu tamtego czasu. Eksperymentowali właściwie bez żadnych ograniczeń i niemalże od razu mogli sprawdzić jaki efekt to wywoła na ulicy. Jeśli zostałem projektantem to właśnie dlatego, że odkryłem polską szkołę plakatu i to, że do projektowania można podchodzić w sposób bardzo osobisty, że można wyrażać siebie za pomocą własnego języka graficznego. Jest to też rodzaj intelektualnej zabawy: znaleźć za każdym razem inny, błyskotliwy, budzący różne skojarzenia znak, który przyciągnie uwagę odbiorcy czy to na ulicy czy przed ekranem telefonu.
K.M. Nie żyjemy już jednak w czasach polskiej szkoły plakatu i scentralizowanej gospodarki, gdzie reklama nie była nikomu potrzebna. Dzisiaj plakaty są tylko niewielkim elementem kampanii pomagających sprzedawać różne usługi czy towary. Twoje plakaty są jednak inne, niekomercyjne, bardzo autorskie. Są to prawdziwe dzieła sztuki na papierze. Ich jedyną różnicą z obrazem jest to, że są tworzone na zamówienie klienta i często powielone w kilkudziesięciu egzemplarzach. Jak to robisz, że udaje Ci zachować ten autorski charakter plakatów?
R.K. Dla mnie plakat to przede wszystkim artystyczna działalność. Aby móc zachować własny język graficzny i wyrażać poprzez plakat siebie najważniejsze jest, aby było porozumienie z klientem. Oczywiście nie wszystkie domeny na to pozwalają. Mam szczęście pracować z takimi zleceniodawcami, którzy mi ufają pozwalają mi realizować moje zamierzyłem.
K.M Na tej wystawie prezentujemy wybrane Twoje plakaty w zestawieniu z Twoimi najnowszymi obrazami. Zaznaczmy, że obrazy powstawały później, ale też, że nie tworzyłeś ich z myślą o dopasowywaniu ich do konkretnych plakatów. Powstawały jako autonomiczna seria. Jednak te dwa światy, motywy, kolorystyka przenikają się, nawiązują do siebie, uzupełniają się. Jaka jest dla Ciebie różnica między tworzeniem plakatu a malowaniem obrazu?
R.K. Nadal jestem tą samą osobą. To czy tworzę plakaty, obrazy na płótnie czy kolaże nie zmienia mojego sposobu myślenia. Oczywiście w malarstwie mam większą dowolność. Inne jest też myślenie o skali, o kolorze, o geście. Moje projekty plakatu są często bardzo malutkie. Tutaj praca jest od razu z dużym formatem. Część obrazów malowałem na niezagruntowanym płótnie, zależało mi na materii, tak aby była widoczna struktura płótna. Malarstwo pozwala mi zmierzyć się z motywami, które siedzą w głowie, zrealizować pomysły, których nie udaje się zrealizować w pracy z klientem.
K.M. Porozmawiajmy o tych pomysłach i motywach. Skąd wziął się pomysł na obraz Charlie i Lola. Czy to nawiązanie do postaci z kreskówki dla dzieci?
R.K. Nie, to zupełny przypadek. Takie imiona otrzymały dwa drzewa, które codziennie oglądam z okna mojej pracowni. Fotografuję je, przyglądam się jak rosną, zmieniają się, ale też jak współżyją ze sobą. Dlatego na wystawie zestawiam je z plakatem Lovely New Year, który zrobiłem na Nowy Rok 2018. Cyfry układają się tu w słowo Love. Przez analizę budowy drzewa powstały też takie obrazy jak Octoplant czy Roots. Korzenie drzew potrafią rozrastać się kilkadziesiąt lub nawet kilkaset metrów pod ziemią. Wyobraź sobie, że siedzisz na ławce w parku, a pod tobą rozciągają się podziemne światy korzeni, których eksplorowanie mogłoby być równie fascynujące co odkrywanie kosmosu czy oceanów. Drzewa są też bardzo hojne, jak na przykład rosnąca dziko wierzba, która jest rezerwuarem wody nie tylko dla siebie, ale dla dużego obszaru wokół. Fascynujące są też wykroty. Byłem kiedyś w Puszczy Białowieskiej i widziałem jak ze zwalonego drzewa wyrasta dziesięć innych. Nieingerowanie w świat roślin czy drzew jest dla nich korzystne, drzewa doskonale radzą sobie bez nas.
K.M. Opowiedz o obrazie Drwal. Ścięte drzewo zdaje się tu rozdziawiać buzię.
R.K. Tak może to być buzia, ale i może to być serce… Jest to interpretacja ilustracji, którą zrobiłem siedem lat temu do jednego z haiku osiemnastowiecznego poety japońskiego Yosy Busona z 1784 roku:
„Wbiłem siekierę
Aż dziw – zapachniało
Zimowe drzewa.”
K.M. Haiku jest najkrótszą istniejącą formą poetycką, a jej mistrzostwo ocenia się umiejętnością zasugerowania jakiegoś stanu emocjonalnego bez dokładnego opisywania go. Twoja twórczość ma z haiku wiele wspólnego…
R.K. Nie chcę być zbyt dosłowny. Moje obrazy, kolaże czy plakaty są, podobnie jak haiku, sztuką sugerowania znaczeń bez odsłaniania ich całkowicie.
K.M. Czy mógłbyś odsłonić choć trochę znaczenie obrazu Birke?
R.K. Obraz ten przedstawia brzozy, po niemiecku birke, po rosyjsku bierioska. Z jednej strony odnosi się do złożonej historii geopolitycznej Polski, usytuowanej między Niemcami a Rosją, a jednocześnie jest wizualną grą bieli i czerni, motywu drzew i liter alfabetu łacińskiego i cyrylicy. Jest ćwiczeniem w tym gdzie w ilości bieli należy się zatrzymać.
K.M. Ten obraz jest też przykładem Twojego absolutnie mistrzowskiego rozwiązania typograficzno-obrazowego. Twoja typografia ma charakter niezwykle wizualny, nigdy nie jest przypadkowa. Świetnie to widać na plakacie Pora na Marię, gdzie litery tytułu wystarczają za obraz, co uwidacznia się w zestawieniu z obrazem „Wierzba”. Opowiedz też o serii czterech kolaży Wiosna, Lato, Jesień, Zima. Tam litery niejako wyłaniają się zza drzew jak dzieci bawiące się w chowanego.
R.K. To jest cykl, w którym materia także jest bardzo ważna – papier to przecież ślad drzew… Kolaże te mówią o upływie czasu, a jednocześnie o powidoku stałych rzeczy. Pozornie stałe drzewa przeplatają się z alfabetem, który podzieliłem na cztery części wyrażające upływający czas. W tym cyklu chciałem wyrazić bardziej koloryt, klimat, to taka kąpiel leśna ze słowami, dźwięki, znaki, skojarzenia mniej lub bardziej dosłowne… Wszystko zależy z jakim bagażem przeczytanych książek czy doświadczeń życiowych przychodzimy, aby na to patrzeć. Czasami też ważniejsze jest to, co w tle, zestawienie kolorów, motywów. Z resztą w całości starałem się podejść do tej wystawy trochę przewrotnie. Paradoksalnie na wystawie wyraźniej rezonują Fragmenty dyskursu miłosnego Rolanda Barthes niż ważne, oraz oczywiste w tym wypadku książki Petera Wohllebena. Na to, co powstało czasami większy wpływ miał wysłuchany na żywo koncert albo zupełnie nieoczekiwane, nieoczywiste sploty spraw z życia codziennego.
I am still the same person
Interview with Ryszard Kajzer, April 11, 2024
Katarzyna Matul: How did the theme of trees appear in your work?
Ryszard Kajzer: From observation. I pass trees every day. I look at them. I exercise under them - I root myself. I see them. I observe them. This motif has been close to me since childhood. Since I was a child, we spent half a Saturday every week with my dad in the forest. Dad, who is a man of few words, became animated there and told us a lot about the different species of plants and animals. So the forest was an integral part of my childhood, and exploring it was natural. For me, the tree is also a very pleasant motif with which I have positive associations.
K.M. Your trees are often anthropomorphic. Why is that?
R.K. We are part of the plant world. However, these motifs are also a purely formal play that comes from observation. Surely you have happened to see a hand in a leaf or a pair of lovers in trees intertwined with each other. Anthropomorphizing is also an attempt to bring a motif to life, it stems from a desire to evoke an unobvious association, to surprise the viewer, to lure him or her to hold his or her gaze for longer.
K. M. This is very poster-like thinking, which of course is not surprising as you are a graphic designer educated at the Warsaw Academy of Fine Arts who draws on the rich heritage of the Polish poster school. Tell us something about these inspirations.
R.K. The Polish School of Posters is a phenomenon so important that it still resonates. I am amazed by the creative freedom enjoyed by the poster artists of that time. They experimented virtually without restriction and could almost immediately see what effect it would have on the street. If I became a designer it was because I discovered the Polish school of posters and the fact that you can approach design in a very personal way, that you can express yourself through your own graphic language. It's also a kind of intellectual game: to find a different, brilliant, evocative sign each time, which will attract the viewer's attention whether on the street or in front of the phone screen.
K.M. However, we no longer live in the times of the Polish School of Posters and a centralised economy, where advertising was not necessary. Today, posters are just a small part of campaigns that help sell various services or goods. Your posters, however, are different, non-commercial, very original. They are true works of art on paper. Their only difference with a painting is that they are created to order for the client and often reproduced in dozens of copies. How do you do it that you manage to maintain this authorial character of the posters?
R.K. For me, a poster is first and foremost an artistic activity. In order to be able to maintain my own graphic language and express myself through the poster, it is most important that there is an understanding with the client. Of course, not all domains allow this. I am lucky to work with such clients who trust me and allow me to realise my intentions.
K.M In this exhibition we present a selection of your posters juxtaposed with your most recent paintings. It should be noted that the paintings were made later but also that you did not create them with the intention of matching them with specific posters. They form an autonomous series. However, the two worlds, the motifs, the colours intermingle, relate to each other, complement one another. What is the difference for you between creating a poster and painting a picture?
R.K. I am still the same person. Whether I create posters, paintings on canvas or collages does not change my way of thinking. Of course, in painting I have more freedom. Thinking about scale, about colour, about gesture is also different. My poster projects are often very tiny. Here, the work is immediately with a large format. Some of the paintings I have painted on unprimed canvas, I cared about the matter so that the structure of the canvas was visible. Painting allows me to grapple with motifs that sit in my head, to realise ideas that do not come to fruition in client work.
K.M. Let's talk about these ideas and themes. Where did the idea for the Charlie and Lola painting come from? Is it a reference to a children's cartoon character?
R.K. No, it's a complete coincidence. These are the names given to two trees that I look at every day from my studio window. I photograph them, watch them grow and change, but also how they live together. That's why, in the exhibition, I juxtapose them with the Lovely New Year poster I made for New Year's Eve 2018, where the numbers form the word Love. Paintings such as Octoplant and Roots were also created by analysing the structure of a tree. Tree roots can extend tens or even hundreds of metres underground. Imagine you are sitting on a park bench and underground worlds of roots extend beneath you, the exploration of which could be as fascinating as exploring the cosmos or oceans. The trees are also very generous, such as the wild-growing willow, which is a reservoir of water not only for itself but for a large area around it. The uproots are also fascinating. I was once in the Bialowieza Forest and saw ten other trees grow out of a fallen tree. Not interfering with the world of plants or trees is good for them, the trees do very well without us.
K.M. Tell us about the painting The Woodcutter. The felled tree here seems to be parting its face.
R.K. Yes it could be a face, but it could also be a heart... This is an interpretation of an illustration I did seven years ago to one of the haiku of the 18th-century Japanese poet Yosa Buson from 1784:
"I hammered the axe
And wonder - it smelled
Winter trees."
K.M. Haiku is the briefest poetic form that exists, and its mastery is evaluated by its ability to suggest an emotional state without describing it in detail. Your work has a lot in common with haiku....
R.K. I don't want to be too literal. My paintings, collages or posters are, like haiku, the art of suggesting meanings without revealing them completely.
K.M. Could you reveal at least some of the meaning of the Birke painting?
R.K. This painting depicts a birch tree, birke in German, bierioska in Russian. On the one hand, it refers to the complex geopolitical history of Poland, situated between Germany and Russia, while at the same time it is a visual play of white and black, the motif of trees and the letters of the Latin and Cyrillic alphabets. It is an exercise in where to stop in the amount of white.
K.M. This painting is also an example of your absolute mastery of typography and imagery. Your typography is extremely visual, never random. You can see this brilliantly in the poster Time for Maria, where the letters of the title suffice for the image, which becomes apparent when juxtaposed with the painting Willow. Tell us also about a series of four collages Spring, Summer, Autumn, Winter. There, the letters somehow emerge from behind the trees like children playing hide and seek.
R.K. This is a series in which material is also very important - the paper is, after all, a trace of trees... These collages speak of the passage of time and, at the same time, of the afterimage of solid things. The seemingly solid trees are intertwined with the alphabet, which I have divided into four parts expressing the passing of time. In this series I wanted to express more of a colour, an atmosphere, it's a kind of forest bath with words, sounds, signs, associations more or less literal... It all depends on what baggage of books read or life experiences we come to look at it with. Sometimes it's also more important what's in the background, the juxtaposition of colours, the motifs. For the rest, I tried to approach this exhibition in a somewhat perverse way. Paradoxically, Roland Barthes' Fragments of a Love Discourse resonates more clearly in the exhibition than the important, and in this case obvious, books of Peter Wohlleben. What has been created has sometimes been more influenced by a concert heard live or by completely unexpected, non-obvious entanglements from everyday life.
Je suis toujours la même personne
Entretien avec Ryszard Kajzer, 11 avril 2024
Katarzyna Matul : D'où vient le thème des arbres dans votre travail ?
Ryszard Kajzer : De l'observation. Je passe devant des arbres tous les jours. Je les regarde. Je fais du sport sous les arbres - je m'enracine. Je les vois. Je les observe. Ce motif m'est cher depuis l'enfance. Dans mon enfance, je passais chaque semaine un demi-samedi avec mon père dans la forêt. Papa, qui est un homme peu loquace, s'y animait et nous parlait beaucoup des différentes espèces de plantes et d'animaux. La forêt a donc fait partie intégrante de mon enfance et l'explorer était naturel. Pour moi, l'arbre est aussi un motif très agréable que j’associe à quelque chose de positif.
K.M. Vos arbres sont souvent anthropomorphes. Pourquoi ?
R.K. Nous faisons partie du monde végétal. Mais ces motifs sont aussi un jeu purement formel qui vient de l'observation. Il t’est sûrement arrivé de voir une main dans une feuille ou un couple d'amoureux dans les arbres, entrelacés l'un à l'autre. L'anthropomorphisation est également une tentative de donner vie à un motif, elle découle d'un désir d'évoquer une association non évidente, de surprendre le spectateur, de l'inciter à maintenir son regard plus longtemps.
K. M. Il s'agit là d'une réflexion très proche de l'affiche, ce qui n'est évidemment pas surprenant puisque tu es un designer graphique formé à l'Académie des Beaux-Arts de Varsovie qui s'appuie sur le riche héritage de l'école polonaise de l'affiche. Parle-nous de ces inspirations.
R.K. L'École polonaise de l'affiche est un phénomène si important qu'il résonne encore. Je suis émerveillé par la liberté de création dont jouissaient les affichistes de l'époque. Ils expérimentaient pratiquement sans restriction et pouvaient presque immédiatement voir l'effet qu'elles auraient dans la rue. Si je suis devenu designer graphique, c'est parce que j'ai découvert l'école polonaise de l'affiche et le fait que l'on peut aborder le design de manière très personnelle, que l'on peut s'exprimer à travers son propre langage graphique. C'est aussi une sorte de jeu intellectuel : trouver à chaque fois un signe différent, brillant, évocateur, qui attirera l'attention du spectateur, que ce soit dans la rue ou devant un écran de téléphone.
K.M. Cependant, nous ne vivons plus à l'époque de l'École polonaise de l'affiche et de l'économie centralisée, où personne n'avait besoin de publicité.
Aujourd'hui, les affiches ne sont qu'une petite partie des campagnes qui aident à vendre divers services ou biens. Tes affiches, cependant, sont différentes, non commerciales, très originales. Ce sont de véritables œuvres d'art sur papier. Leur seule différence avec un tableau est qu'elles sont créées sur commande pour le client et souvent reproduites à des dizaines d'exemplaires. Comment fais-tu pour conserver ce caractère d'auteur aux affiches ?
R.K. Pour moi, une affiche est avant tout une activité artistique. Pour pouvoir conserver mon propre langage graphique et m'exprimer à travers l'affiche, il est primordial qu'il y ait une entente avec le client. Bien sûr, tous les domaines ne le permettent pas. J'ai la chance de travailler avec des clients qui me font confiance et me permettent de réaliser mes idées.
K.M. Dans cette exposition, nous présentons une sélection de tes affiches juxtaposées à tes peintures les plus récentes. Il convient de noter que les peintures ont été créées plus tard, mais aussi que tu ne les as pas créées dans l'intention de les associer à des affiches spécifiques. Elles ont été créées comme une série autonome. Cependant, les deux mondes, les motifs, les couleurs s'entremêlent, se rapportent les uns aux autres, se complètent. Quelle est pour toi la différence entre la création d'une affiche et la peinture d'un tableau ?
R.K. Je suis toujours la même personne. Le fait de créer des affiches, des peintures sur toile ou des collages ne change pas ma façon de penser. Bien sûr, la peinture me laisse plus de liberté. La réflexion sur l'échelle, la couleur, le geste est également différent. Mes projets d'affiches sont souvent très petits. Ici, le travail se fait immédiatement en grand format. Sur certains tableaux que j'ai peints sur des toiles non apprêtées, j'ai soigné la matière pour que la structure de la toile soit visible. La peinture me permet de m'attaquer à des motifs qui me trottent dans la tête, de réaliser des idées qui ne se concrétisent pas dans le travail du client.
K.M. Parlons de ces idées et de ces thèmes. D'où vient l'idée du tableau Charlie et Lola ? S'agit-il d'une référence à un personnage de dessin animé pour enfants ?
R.K. Non, c'est une coïncidence totale. Ce sont les noms donnés à deux arbres que je regarde tous les jours depuis la fenêtre de mon atelier. Je les photographie, je les regarde grandir et changer, et j’observe aussi comment ils vivent ensemble. C'est pourquoi, dans l'exposition, je les juxtapose à l'affiche Lovely New Year que j'ai réalisée pour le Nouvel An 2018, où les chiffres forment le mot Love. En analysant la structure d'un arbre, des images telles que Octoplant et Racines ont également été créées. Les racines des arbres peuvent s'étendre sur des dizaines, voire des centaines de mètres sous terre. Imagine que tu es assis sur un banc dans un parc et que des mondes souterrains de racines s'étendent sous tes pieds, dont l'exploration pourrait être aussi fascinante que celle du cosmos ou des océans. Les arbres sont aussi très généreux, comme le saule qui pousse à l'état sauvage et qui est un réservoir d'eau non seulement pour lui-même mais aussi pour une grande partie de son environnement. Les arbres arrachés sont également fascinants. J'étais dans la forêt de Bialowieza et j'ai vu dix autres arbres pousser à partir d'un arbre tombé. Ne pas interférer avec le monde des plantes ou des arbres est bon pour eux, les arbres se débrouillent très bien sans nous.
K.M. Parle-nous du tableau Le Bûcheron. L'arbre abattu semble y ouvrir grand sa bouche.
R.K. Oui, il pourrait s'agir d'une bouche, mais aussi d'un cœur... Ce tableau est une interprétation d'une illustration que j'ai réalisée il y a sept ans d’après l'un des haïkus du poète japonais du XVIIIe siècle Yosa Buson, datant de 1784 :
« J'ai martelé la hache
Et je me suis émerveillé - ça sentait
Les arbres d'hiver ».
K.M. Le haïku est la forme poétique la plus courte qui existe, et sa maîtrise est jugée par sa capacité à suggérer un état émotionnel sans le décrire en détail. Ton travail a beaucoup de points communs avec le haïku ....
R.K. Je ne veux pas être trop littéral. Mes peintures, collages ou affiches sont, comme les haïkus, l'art de suggérer des significations sans les révéler complètement.
K.M. Pourrais-tu nous révéler au moins une partie de la signification du tableau de Birke
R.K. Ce tableau représente un bouleau, birke en allemand, bierioska en russe. D'une part, il fait référence à l'histoire géopolitique complexe de la Pologne, située entre l'Allemagne et la Russie, et d'autre part, il s'agit d'un jeu visuel entre le blanc et le noir, le motif des arbres et les lettres des alphabets latin et cyrillique. Elle constitue également un exercice visant à déterminer où s'arrêter dans la quantité de blanc.
K.M. Cette peinture est également un exemple de ta maîtrise absolue de la typographie et de l'imagerie. Ta typographie est extrêmement visuelle, jamais aléatoire. Tu le démontres brillamment dans l'affiche L'heure pour Maria, où les lettres du titre suffisent à l'image, ce qui devient évident lorsqu'on les juxtapose à la peinture Saule. Parlons aussi de la série de quatre collages Printemps, Été, Automne, Hiver. Là, les lettres émergent en quelque sorte de derrière les arbres, comme des enfants jouant à cache-cache.
R.K. Il s'agit d'une série dans laquelle la matière est également très importante - après tout, le papier est une trace d'arbre... Ces collages parlent du passage du temps et, en même temps, de l'image rémanente des choses solides. Les arbres, apparemment constants, sont entrelacés avec l'alphabet, que j'ai divisé en quatre parties exprimant le passage du temps. Dans cette série, j'ai voulu exprimer davantage une couleur, une atmosphère, c'est une sorte de bain de forêt avec des mots, des sons, des signes, des associations plus ou moins littérales... Tout dépend du bagage de livres lus ou d'expériences de vie avec lequel nous venons regarder. Parfois, ce qu'il y a en arrière-plan est aussi important : la juxtaposition des couleurs, les motifs. Pour le reste, j'ai essayé d'aborder cette exposition de manière un peu perverse. Paradoxalement, les Fragments d'un discours amoureux de Roland Barthes résonnent plus clairement dans l'exposition que les livres importants, et en l'occurrence évidents, de Peter Wohlleben. Ce qui a été créé a parfois été plus influencé par un concert entendu en direct ou par des enchevêtrements tout à fait inattendus et non évidents de la vie quotidienne.